10 lutego 2010

Rabsztyn – ruiny zamku i zimowe impresje (wieś Rabsztyn, woj. małopolskie) cz.1

Nie przepadam za zimą, chłodem, mrozem i śniegiem, ale w tym roku jest ona wyjątkowa. Krajobrazy wyglądają jakby zapożyczone z jakiejś pięknej baśni. To właśnie zachęciło mnie do poszukiwań miejsca, w którym urok zimy byłby wyjątkowy. Pod koniec stycznia wybrałam się na wycieczkę na Jurę Krakowsko-Częstochowską, w pobliże ruin zamku Rabsztyn. Leżą one w jej centralnej części, ok. 2 km od Olkusza. Już widoki zza okna samochodu zwiastowały, że dobrze wybrałam porę, czas i miejsce. Warunki pogodowe były jak na zamówienie. Stojące przy drodze drzewa lśniły w słońcu, gdyż ich gałęzie całe pokryte były lodem. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Zresztą zobaczcie sami:

Z każdym kilometrem zima coraz bardziej odsłaniała swoje prawdziwe oblicze. Zdawałam sobie sprawę z faktu, że ludzie na tym terenie byli już drugi tydzień bez prądu, a zima nie odpuszczała. Tutaj widać obwisłe, pokryte lodem i śniegiem przewody.

Zatrzymałam się na poboczu drogi, by spokojnie rozejrzeć się dokoła. Jezdnia była w miarę sucha i bezpieczna, ale wszystko po obu jej stronach pokrywała warstwa śniegu, nawet płot.

Mróz był siarczysty, toteż zziębnięta ruszyłam w dalszą drogę. Z tego miejsca las wyglądał wręcz baśniowo.

Nie mogłam doczekać się znajomego zarysu ruin zamku Rabsztyn. W końcu dostrzegłam je. Z głównej drogi skręciłam w zaśnieżoną i oblodzoną, prowadzącą już na miejsce docelowe. Zatrzymałam się u stóp wapiennego wzgórza.

Chwila wahania, czy najpierw swoją uwagę poświęcić pięknemu zimowemu krajobrazowi, z jego detalami, czy też ruinom zamku. Wybrałam opcję pierwszą. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie śnieg i lód. Szłam drogą w kierunku najbliższego gospodarstwa, potem ścieżką wzdłuż pokrytego lodem płotu.

Przyglądałam się okrytym białą, puchową pierzynką roślinom. Jedne dumnie prezentowały swoją śnieżną czapeczkę,

inne ułożyły się na śniegu, jak na białej pościeli,

a tutaj widać jak łodyżka dzielnie znosi towarzystwo intruza.

Niektóre z nich przypominały mi piękną, misterną biżuterię, jakby kolię, czy naszyjnik…

A te gałązki z bliska wyglądały jak białe, ciekawe świata gąsieniczki ;-)

Oblodzone gałązki chyliły się ku słońcu z nadzieją, że uwolni je z tej zimowej okrywy.

Jednak lód nieczuły był na promienie styczniowego słonka i ani myślał ustąpić. Gałązki, uśpione życie, wyglądały niczym zatopione w krysztale.

Przyglądałam się cieniom, tworzącym na bieli śniegu nieraz ciekawe wzory, będące odbiciem rzeczywistości.

Pogoda była wręcz idealna, błękit nieba i biel śniegu znakomicie komponowały się w obraz zimowego pejzażu. Całości dopełniały słoneczne promyki, które sprawiały, że ta zimowa pierzynka skrzyła się milionem iskierek.

.

Może to i nie pięciolinia, nutek też nie widać, ale dłoń jakby chciała opaść na niewidoczny nam instrument…

Stojące nieopodal drzewo przy każdym podmuchu wiatru wydawało cichy dźwięk. To gałązki, jak lodowe dzwoneczki uderzając o siebie, delikatnie dzwoniły.

Tę zimową etiudę uzupełniało pogwizdywanie wiatru. Gdy nagle zrobiło się cicho, zorientowałam się, że palą mnie policzki, a palce zesztywniały z zimna. Chłonąc tę kompozycję doznań wzrokowo-słuchowych tak bardzo wtopiłam się w ten zimowy pejzaż, że zapomniałam o bardzo niskiej temperaturze. Natychmiast wsiadłam do samochodu, by ogrzać się gorącą herbatką.

Ruiny zamku pokażę i opiszę w drugiej części, na którą już teraz zapraszam.

Na mapce poniżej widać położenie ruin zamku Rabsztyn (pochodzi z tej strony)

Rabsztyn 00

2 komentarze:

  1. Napiszę dawnym szkolnym zwyczajem. Byłem tu ZW 210.
    Brawa dla autorki Inki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już jakbym słyszał te piskliwe skrzypeczki i srebrzyste dzwoneczki, unoszące się gdzieś w tle niby poranna mgiełka.
    A proszę Pani te dobroduszne trzmiele w czarno żółtych kubraczkach i puszyste niby niedźwiadki, to jak się ich nie przyciśnie, to nie ugryzą. Co ja piszę, co ja piszę .......chyba idzie wiosna.

    OdpowiedzUsuń