27 października 2010

Moszna, zamek i jego tajemnice ... (woj. opolskie) cz. 1

Jakiś czas temu, wracając z wakacji wstąpiłam do Mosznej. Miejscowość ta leży ok. 30 km od Opola. Wiedziałam, że znajdę tu zamek, inny od wszystkich jakie do tej pory widziałam I nie zawiodłam się. Jest to bardzo nietypowa budowla. Dzięki charakterystycznym wieżyczkom wygląda, jakby była przeniesiona tutaj z jakiejś baśni Walta Disneya. Jej wielkość, oryginalny kształt oraz rozliczne misterne zdobienia zrobiły na mnie wielkie wrażenie.
Zapytacie, skąd wzięła się nazwa tego niesamowitego miejsca? Otóż istnieje domniemanie, że ok. XIV wieku mieszkała tutaj rodzina Moschinów, więc być może stąd Moszna.

Budowla liczy sobie 100 lat i wpisana jest do rejestru zabytków architektonicznych. Zamek, zwany także rezydencją pałacową nigdy nie pełnił funkcji obronnych. O jego wielkości niech świadczy powierzchnia, którą zajmuje, czyli 7 tys. metrów kwadratowych, a kubatura – 65 tys. metrów sześciennych. Mieści się w nim 365 pomieszczeń. Uwagę przyciąga 99 wież i wieżyczek. Cały ten teren, łącznie z parkiem od poł. XIX w. do 1945 r. stanowił rezydencję niemieckiego rodu Tiele - Wincklerów. Zbudował ją dla siebie Franz Hubert von Tiele-Winckler, syn porucznika i bogatej dziedziczki. Początkowo był to niewielki pałac. Gdy spłonął Franz Hubert postanowił wznieść rezydencję na miarę swoich marzeń. Prace rozpoczęto w 1896 r. Budowla została zwieńczona 99 wieżami. Była to liczba majątków jakie posiadał jej budowniczy. Liczba ta nie była przypadkowa. Według ówczesnych przepisów, gdyby posiadał ich 100 byłby zmuszony utrzymywać garnizon wojska, co ze względów czysto finansowych nie było mu na rękę. Jako hrabia (tytuł otrzymał w 1895 r.) miał inne potrzeby. Bardzo zależało mu na wizycie cesarza w Mosznej, toteż robił wszystko, by rezydencja była odpowiednio przygotowana na przyjęcie takiego gościa. Spowodował, że przy zamku powstał piękny park z siecią kanałów, po których można było pływać łódką. Do Mosznej doprowadzona została linia kolejowa. Jego starania nie poszły na marne. Cesarz Wilhelm II przybył tutaj w 1911 r. W roku następnym gościł w pałacu przy okazji wielkiego polowania. Był pod wielkim wrażeniem rozmachu i tempa powstania tak oryginalnej budowli.

Podczas II wojny światowej zamek nie został zniszczony. Dopiero po 1945 r., gdy na zamku stacjonowały oddziały armii radzieckiej, uległ on dewastacji i rabunkowi. Wywieziono sporą część wyposażenia. Do dziś zachował się jedynie trwały wystrój wnętrz, m.in. kominki, kasetony, poręcze, balustrady, czy też boazerie i posadzki). Dziś przykładowo kaplica pełni rolę sali koncertowej, a biblioteka nadal pełni swoją pierwotną funkcję.

Poszczególne części zamku, dobudowywane były stopniowo i wyraźnie różnią się stylem.

Część środkowa to dawny pałac barokowy, odbudowany po pożarze, który miał miejsce w 1896 roku, w dosyć wiernym pierwotnym kształcie.

Najciekawsza część wschodnia, która powstała w okresie do 1900 roku posiada styl neogotycki, zaś skrzydło zachodnie, zbudowane w latach 1912 – 1914 reprezentuje styl neorenesansowy.
Zamek w Mosznej ma i swoje tajemnice. Swego czasu w pobliżu zamku odkryto ślady dwóch grodzisk średniowiecznych, a na terenie samego zamku fragment muru i drewnianej palisady. Mogłoby to potwierdzić wcześniejsze pogłoski, że w miejscu, w którym stoi zamek, swą siedzibę w średniowieczu mieli Templariusze. Podobno istnieje tunel prowadzący do podobnej budowli w Chrzelicach, ale to niepotwierdzone jednoznacznie jak dotąd informacje.
Zamek otaczają łąki, pola, stawy… a przede wszystkim jeden z największych na Śląsku, wspaniały park. Z dziedzińca zamkowego rozciąga się piękny widok. Na pierwszym planie widzimy fontannę, a tuż za nią wejście do parku i aleję lipową.

Park nie ma jasno określonych granic. Łączy się na obrzeżach z otaczającymi go łąkami i lasami. Przez jego środek prowadzi piękna aleja lipowa, wzdłuż której dostrzec można zbudowane w stylu francuskim i holenderskim kanały, którymi niegdyś pływały łodzie. Uroku temu miejscu dodają delikatne, ażurowe mostki.

Roślinność tego miejsca jest bardzo zróżnicowana. Rośnie tutaj kilkanaście gatunków drzew i krzewów, w tym także rzadko spotykane w Polsce. Podczas spaceru można spotkać tutaj m.in. dęby czerwone, kasztanowce, wspomniane już lipy, ale też i choiny kanadyjskie. Pięknie prezentują się, zwłaszcza wiosną, rosnące wzdłuż kanałów azalie i różaneczniki w wielu oryginalnych odmianach. O tej porze roku organizowane są tutaj Święta Kwitnącej Azalii, podczas których odbywają się plenerowe koncerty muzyki poważnej, m.in. kompozytorów polskich i niemieckich.

W miejscu, gdzie dziś znajduje sie basen z fontannami kiedyś był ogród, nawiązujący swoim kształtem do renesansowych ogrodów włoskich.

Zacienione alejki prowadzą do miejsca spoczynku byłych właścicieli Mosznej.
Zespół pałacowo-parkowy w Mosznej jest jednym z najbardziej oryginalnych i cennych założeń tego typu. Dlatego też warto zobaczyć go na własne oczy.
Jak każdy zamek i ten ma swoje mroczne tajemnice. Podobno niegdyś wolą pracującej tutaj angielskiej guwernantki było, by została ona pochowana w swoim ojczystym kraju. Jednak Wincklerowie nie spełnili jej prośby i miejscem jej spoczynku stała się wyspa w przypałacowym parku. Od tego czasu jej duch błąka się przy blasku księżyca parkowymi alejkami, nie mogąc zaznać spokoju.
Znana też jest historia służącej, uwiedzionej przez jednego z protoplastów rodu Wincklerów. Gdy ta zaszła w ciążę, arystokrata nie przyznał się do ojcostwa i nie uznał dziecka. Zrozpaczona, zhańbiona kobieta powiesiła się na jednym z rosnących w parku drzew. Czy w tej legendzie jest choć pierwiastek prawdy, nie wiadomo lecz gdy usłyszycie czasem wśród poszumu wiatru jakby zawodzący jęk opuszczonej niewiasty, pomyślcie o tej, która być może igraszkę swego pana przypłaciła życiem.
Następna historia opowiada o dziewczynie, której zły rycerz złamał serce, a później zamknął w jednej z zamkowych wież. Nocą jej duch błądzi po labiryncie korytarzy. W ciszy słychać tylko skrzypienie i jej cichy płacz…
Obecnie we wnętrzach zamku znajduje się Centrum Terapii Nerwic oraz hotel dostępny dla turystów. Warto zobaczyć pokoje o najbardziej oryginalnym wystroju, a mianowicie apartamenty: Czarny, Biały i Złoty. Posiadają one sypialnie stylowe wyposażenie pamiętające świetność właścicieli zamku, Wincklerów. Oddzielone ażurowymi ściankami sypialnie oraz marmurowe łazienki z niespotykanymi często, dużymi prysznicami. Część pomieszczeń zamkowych udostępniona jest do zwiedzania w towarzystwie przewodnika.
Okolica ze specyficznym mikroklimatem i panująca we wnętrzach atmosfera czasów świetności sprzyja relaksowi i wyciszeniu. Zamek wraz z parkiem stanowi nie lada atrakcję turystyczną dla dorosłych i dla dzieci.
Nieopodal zamku od 1948 r. znajduje się stadnina koni, głównie arabskich i angielskich. Można wybrać się tutaj na naukę jazdy konnej lub też na przejażdżkę, czy też zimą na kulig.

Zapewne nie ma odwiedzającego to miejsce, który nie zwróciłby uwagi na wychylającego się z okienka jednej z wieżyczek kościotrupa, bo podobno jak każdy zamek i ten ma swojego tajemniczego, błąkającego się po korytarzach ducha ... i to niejednego jak wspomniałam wcześniej. Kto ma ochotę poczuć chłód jego obecności, niech uda się wieczorową porą na zamek w Mosznej, a przekona się, że duchy istnieją…
W części następnej Czarny Apartament i spacer po parku. Zapraszam ;-)


W artykule wykorzystałam dwa zdjęcia zamku z tej strony, oraz jedno zdjęcie parku z fotogalerii.


16 października 2010

Rabsztyn – ruiny zamku i letnie impresje… (wieś Rabsztyn, woj. małopolskie) cz.2

W poprzedniej części napisałam kilka słów na temat zamku Rabsztyn, a w zasadzie to przedstawiłam go w letniej odsłonie. Natomiast w drugiej części chciałam pokazać, jak wyglądał tegoroczny odbywający się właśnie w tym miejscu XVIII Turniej Rycerski.

Wybierając się na zamek nie wiedziałam, jaka spotka mnie tam niespodzianka. Idąc polną ścieżką dokoła wzgórza, by zobaczyć warownię od północnej strony zauważyłam, jak już wspomniałam w poprzedniej części, niecodziennie ubranych ludzi podążających w tym samym co i ja kierunku.

Okazało się, że tuż przed mostem prowadzącym na zamek swoje namioty rozbili członkowie różnych bractw rycerskich, którzy przybyli tutaj prawie z całej Polski, by stanąć do boju w corocznie odbywającym się na zamku Rabsztyn turnieju. Przybyło tutaj około 150 rycerzy i 20 białogłów z 21 bractw. Każde z nich miało swój namiot i chorągiew. Wszyscy serdecznie witali się, gdyż można powiedzieć, że to jedna wielka rodzina.

Życie w obozie zazwyczaj toczy się, jak widać, wokół codziennych spraw. Kobiety przygotowywały posiłek. Trzeba było też zgrabić skoszoną trawę, co w tym upale i w tych strojach z pewnością nie należało do przyjemności…

Mężczyźni przygotowywali się do czekających ich pojedynków.

Tuż pod murami rozstawiono liczne stoiska. Można było tam znaleźć materiały informacyjne, elementy strojów i uzbrojenia rycerskiego, a także coś dla pokrzepienia ciała.

Na dwie godziny przed rozpoczęciem turnieju turystów nie było jeszcze tak wielu, więc dokoła przeważali uczestnicy czekającego nas widowiska rycerskiego. Zawładnęli oni całkowicie rabsztyńskim wzgórzem.

Turniej prowadziła wyśmienicie dobrana para, mianowicie: Grażyna Witkowska-Dawidowicz, zwana Świstakiem oraz Daniel Dawidowicz, czyli Lelek. Poczucie humoru i znawstwo rycerskich obyczajów sprawiały, że zebrani nagradzali oklaskami ich wypowiedzi i celne riposty.

W samo południe rozpoczęła się parada rycerska. Wszyscy uczestnicy przemaszerowali z obozowiska przez most na placyk przy zamkowych murach. Było co podziwiać. Najbardziej spontanicznie reagowały dzieci, gdyż wiele z nich prawdopodobnie pierwszy raz widziało taką inscenizację.

Każde bractwo podążało za swoją chorągwią, ustawiając się półkolem do powitania.

Następnie wszystkie były przedstawiane i witane przez pozostałych okrzykami: “Sława im! Sława!”.

W gronie rycerzy można było dostrzec szermierzy,

drużynę łuczników,

oraz nie tak często spotykanych sokolników.

Turniej rabsztyński zaszczycili również swoją obecnością samurajowie Trzeciego Najemnego Oddziału Piechoty Japońskiej.

Kulminacyjnym punktem rozpoczęcia turnieju były wystrzały z hakownic, których echo wiatr z pewnością poniósł daleko, daleko…

Z bliska można było przyjrzeć się pięknym, kolorowym strojom i ich elementom.

Białogłowy były ubrane nieco skromniej. Myślę, że w takim stroju nie czułabym się komfortowo, więc nie zazdrościłam im, gdyż wokół panował straszny upał…

Jak na rycerzy przystało, dbali by ich damom nie zabrakło napitku. Choć nie z epoki to skutecznie gasił pragnienie ;-)

Wkrótce rozpoczął się turniej łuczniczy. Startujący zebrali się w bezpiecznym, specjalnie przygotowanym ku temu miejscu. Widzowie obserwowali rywalizację najlepszych łuczników z odpowiedniej odległości, z dala od toru strzał.

Tutaj liczy się dobre oko i pewna ręką. Ci zawodnicy dobrze znają swoje umiejętności, bo często stają do wzajemnej konfrontacji, jednak każdy ma szanse na laur zwycięstwa. Obecność damy powoduje jeszcze większą mobilizację…

Z mostku zmaganiom łuczników przyglądały się nie tylko dziewczęta.

W tegorocznym turnieju łuczniczym najlepszą celnością wykazał się Radek z Chorągwi Sędziwoja w Ostrorogu, zaszczytne drugie miejsce zajął dotychczasowy czterokrotny rabsztyński zwycięzca Rosomak, zaś trzecie Axel z drużyny Zabrzańskich Drabów.

Niestety nie mogłam obejrzeć dalszych zmagań rycerskich. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, ale myślę, że ten materiał, który zaprezentowałam, przybliżył Wam choć trochę klimat tej imprezy i czasów, których dotyczyła. Ja czułam się wyśmienicie w samym środku “tych” czasów. Chyba zauważyliście, śledząc moje podróże, że doskonale pasuje mi klimat zamkowych murów, towarzystwo rycerzy i ich dam. Te czasy miały w sobie sporą dozę romantyzmu, który jest mi bardzo bliski. Zdaję sobie sprawę z wszelkich niedogodności, jakie towarzyszyły ówczesnemu codziennemu życiu, jednak mimo wszystko chciałabym wsiąść do magicznej machiny i przenieść się w czasie choć na jeden dzień …(oczywiście wstecz) ;-)