23 lutego 2010

Rabsztyn – ruiny zamku i zimowe impresje (wieś Rabsztyn, woj. małopolskie) cz. 2

W pierwszej części mojej relacji z wycieczki na Jurę pokazałam uroki zimowego pejzażu. Jednak i tutaj ich nie zabraknie.

Jak zwykle trochę przygotowałam się przed wypadem w zamkowe ruiny i dowiedziałam się, że nazwa Rabsztyn pochodzi od skały o tej nazwie, na której stoi zamek, a oznacza z języka niemieckiego – Rabstein , czyli Kruczy Kamień, Krucza Skała.

W XIII w. stał tutaj, będący we władaniu rodu Toporczyków, drewniany zamek. Murowany zbudowano za Kazimierza Wielkiego. Wspomniano o nim w dokumentach z końca XIV w. Wtedy to był własnością Spytka Melsztyńskiego. Zamek stał na najwyższej części wzgórza. Była to wieża i budynek mieszkalny, który częściowo zachował się do dziś. W wieku XV wraz z majątkiem kolejnego właściciela po jego śmierci został skonfiskowany na rzecz skarbu królewskiego, toteż król wyznaczał mu zarządcę, tzw. starostę. Następnie zamek na krótko trafił w ręce Tęczyńskich, by wrócić do wdowy po zmarłym Spytku Melsztyńskim. Zamek został wzmocniony i wyremontowany. Następny właściciel, Seweryn Boner (pocz. XVIw.), przyczynił się do znacznej rozbudowy, w wyniku której zamek usadowił się już prawie na całym wzgórzu. Ciekawostką może być fakt, że na zamku rabsztyńskim hodowano lwy króla Stefana Batorego. Lubił polować, choć kochał zwierzęta. W drugiej połowie XVIw. gościem zamku był sam król Henryk Walezy. Pod koniec tego wieku kolejni starostowie Rabsztyna sprawili, że zamek stał się renesansową rezydencją magnacką. Mieściło się w niej ponad 40 bogato wyposażonych pokoi. Wtedy też wzniesiono zamek dolny, zwany pałacem. W 1657r. wycofujące się z Polski wojska szwedzkie złupiły i spaliły zamek. Nie zadbano o jego odbudowę, toteż stopniowo niszczał. Tym bardziej, że starostowie zamiast zająć się zniszczeniami, w pobliżu zamku postawili dla siebie dwór. W XVIII wieku miało miejsce połączenie starostw: rabsztyńskiego i w Pieskowej Skale. Na początku XIXw. zamek opustoszał, popadając w ruinę. W końcowych jego latach poszukiwacze skarbów wysadzili w powietrze basztę. Skarbu nie znaleźli, a jedynie poczynili szkody. Tak wyglądał niegdyś zamek:

rabsztyn-r3a


Widok od południowego-zachodu, litografia z rys. J. Meycho, pocz. XIX w.
Źródło: Zamki i dwory obronne ziemi krakowskiej, Marian Kornecki, Kraków 1966

rabsztyn-p1


Plan zamku wg Z. Lisa. A - zamek górny, B - dziedzińce (starszy od zachodu), C - zamek dolny, D - wieża bramna, E - filary mostu, F - szańce artleryjskie, G - basteja
Źródło: Zamki i inne
warownie Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, Jolanta Fidura

Dziś po wspaniałym zamku pozostały malownicze ruiny, które są rekonstruowane. Ja widziałam je niejako od tyłu.. By zobaczyć go od strony frontowej przyjadę wiosną lub latem i wtedy pokażę zamek w całej okazałości tego, co po nim zostało. Dziś zimowa odsłona murów Rabsztyna.

Zobaczyłam go w pełnym słońcu i białej szacie. Mimo, że to tylko ruiny, pięknie się prezentowały.

Chcąc obejrzeć je z każdej dostępnej od południa strony, spacerowałam drogą leżącą u podnóża wzgórza zamkowego. Jakże inaczej to miejsce będzie wyglądało już wkrótce. Teraz przypomina scenerię z baśni “Królowa Śniegu”.

Przygotowując się teoretycznie do wyjazdu w tę okolicę z ciekawością sięgnęłam po krążące o tym miejscu legendy. Najbardziej zainteresowała mnie jedna z nich. Podobno pod ruinami zamku znajduje się inny, także bogaty w wystroju i budowie. Tam to w jednej z sal znajdują się postaci skamieniałej dziewczynki i chłopca. Jej szyję zdobi sznur pereł, a jego palec - wysadzany brylantami pierścień. W sąsiednich pomieszczeniach śpią zaklęci rycerze. Budzą się jedynie w Niedzielę Palmową, gdy pierścień na palcu chłopca obraca się. Zamek wypełnia się gwarem ucztujących do północy wojów. Wtedy znów na rok kamienieją i zapadają w głęboki sen. Scenariusz ten będzie się powtarzał dopóty, dopóki pierścień nie zsunie się z palca chłopca. Stanie się tak wtedy, gdy Polsce zagrozi niebezpieczeństwo. Zaklęcie straci swoją moc, a rycerze staną do boju w obronie ojczyzny. Podobno takich uśpionych wojsk jest więcej., więc zjednoczą one swoje siły. Po zwycięstwie na pamiątkę tego wydarzenia każdy z wojów otrzyma z rąk dziewczynki perłę z jej naszyjnika. Po więcej legend radzę sięgnąć po pozycję książkową Józefa Liszki pt. “Legendy i opowiadania znad brzegów Białej Przemszy”.

Wracając do współczesności, oto fragment zamku dolnego, a poniżej malownicze skałki.

Latem rosnące tutaj krzewy i drzewa przysłaniają nieco wzgórze, natomiast zimą, poprzez biel delikatnych gałązek pięknie komponują się z zamkowymi murami.

Mury od tej strony są zabezpieczone.

A to wschodnia część zamku dolnego.

By ją pokazać szłam drogą w kierunku stojących pod lasem zabudowań. Zmierzające ku zachodowi słońce sprawiło, że las przybrał lekko różową barwę.

Po lewej stronie tuliły się do siebie ośnieżone choinki, tylko jedna, mała stała samotnie.

Do części frontowej, czyli zamku górnego, prowadzi ścieżka. Chciałam nią pójść, ale jak się okazało, nie starczyło mi czasu. Dni są o tej porze krótkie i szybko zapada zmierzch.

Ja też przekonałam się o tym, więc zamiast obejrzeć północną stronę zamkowych zabudowań postanowiłam sfotografować piękny zachód słońca.

Światło stawało się coraz łagodniejsze, przez co mury starego zamczyska i pobliskie skałki prezentowały się nieco inaczej niż w pełnym oświetleniu.

Rabsztyn żegnał mnie takim cudownym zachodem słońca.

Do domu wracałam zziębnięta, ale zadowolona. Jak wspomniałam w pierwszej części, nie przepadam za zimą, ale myślę, że takie wypady za miasto, przy wyśmienitej pogodzie mogą wpłynąć na zmianę mego stanowiska.

Takie miejsca jak Rabsztyn mają w sobie to “coś” o każdej porze roku, więc warto przyjechać tutaj, by się o tym przekonać. A jeśli komuś nie po drodze, z różnych względów, niech przynajmniej spojrzy na rabsztyńskie wzgórze moimi oczami ;-)

10 lutego 2010

Rabsztyn – ruiny zamku i zimowe impresje (wieś Rabsztyn, woj. małopolskie) cz.1

Nie przepadam za zimą, chłodem, mrozem i śniegiem, ale w tym roku jest ona wyjątkowa. Krajobrazy wyglądają jakby zapożyczone z jakiejś pięknej baśni. To właśnie zachęciło mnie do poszukiwań miejsca, w którym urok zimy byłby wyjątkowy. Pod koniec stycznia wybrałam się na wycieczkę na Jurę Krakowsko-Częstochowską, w pobliże ruin zamku Rabsztyn. Leżą one w jej centralnej części, ok. 2 km od Olkusza. Już widoki zza okna samochodu zwiastowały, że dobrze wybrałam porę, czas i miejsce. Warunki pogodowe były jak na zamówienie. Stojące przy drodze drzewa lśniły w słońcu, gdyż ich gałęzie całe pokryte były lodem. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Zresztą zobaczcie sami:

Z każdym kilometrem zima coraz bardziej odsłaniała swoje prawdziwe oblicze. Zdawałam sobie sprawę z faktu, że ludzie na tym terenie byli już drugi tydzień bez prądu, a zima nie odpuszczała. Tutaj widać obwisłe, pokryte lodem i śniegiem przewody.

Zatrzymałam się na poboczu drogi, by spokojnie rozejrzeć się dokoła. Jezdnia była w miarę sucha i bezpieczna, ale wszystko po obu jej stronach pokrywała warstwa śniegu, nawet płot.

Mróz był siarczysty, toteż zziębnięta ruszyłam w dalszą drogę. Z tego miejsca las wyglądał wręcz baśniowo.

Nie mogłam doczekać się znajomego zarysu ruin zamku Rabsztyn. W końcu dostrzegłam je. Z głównej drogi skręciłam w zaśnieżoną i oblodzoną, prowadzącą już na miejsce docelowe. Zatrzymałam się u stóp wapiennego wzgórza.

Chwila wahania, czy najpierw swoją uwagę poświęcić pięknemu zimowemu krajobrazowi, z jego detalami, czy też ruinom zamku. Wybrałam opcję pierwszą. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie śnieg i lód. Szłam drogą w kierunku najbliższego gospodarstwa, potem ścieżką wzdłuż pokrytego lodem płotu.

Przyglądałam się okrytym białą, puchową pierzynką roślinom. Jedne dumnie prezentowały swoją śnieżną czapeczkę,

inne ułożyły się na śniegu, jak na białej pościeli,

a tutaj widać jak łodyżka dzielnie znosi towarzystwo intruza.

Niektóre z nich przypominały mi piękną, misterną biżuterię, jakby kolię, czy naszyjnik…

A te gałązki z bliska wyglądały jak białe, ciekawe świata gąsieniczki ;-)

Oblodzone gałązki chyliły się ku słońcu z nadzieją, że uwolni je z tej zimowej okrywy.

Jednak lód nieczuły był na promienie styczniowego słonka i ani myślał ustąpić. Gałązki, uśpione życie, wyglądały niczym zatopione w krysztale.

Przyglądałam się cieniom, tworzącym na bieli śniegu nieraz ciekawe wzory, będące odbiciem rzeczywistości.

Pogoda była wręcz idealna, błękit nieba i biel śniegu znakomicie komponowały się w obraz zimowego pejzażu. Całości dopełniały słoneczne promyki, które sprawiały, że ta zimowa pierzynka skrzyła się milionem iskierek.

.

Może to i nie pięciolinia, nutek też nie widać, ale dłoń jakby chciała opaść na niewidoczny nam instrument…

Stojące nieopodal drzewo przy każdym podmuchu wiatru wydawało cichy dźwięk. To gałązki, jak lodowe dzwoneczki uderzając o siebie, delikatnie dzwoniły.

Tę zimową etiudę uzupełniało pogwizdywanie wiatru. Gdy nagle zrobiło się cicho, zorientowałam się, że palą mnie policzki, a palce zesztywniały z zimna. Chłonąc tę kompozycję doznań wzrokowo-słuchowych tak bardzo wtopiłam się w ten zimowy pejzaż, że zapomniałam o bardzo niskiej temperaturze. Natychmiast wsiadłam do samochodu, by ogrzać się gorącą herbatką.

Ruiny zamku pokażę i opiszę w drugiej części, na którą już teraz zapraszam.

Na mapce poniżej widać położenie ruin zamku Rabsztyn (pochodzi z tej strony)

Rabsztyn 00