18 listopada 2009

Zamek Chojnik (Sobieszów, woj. dolnośląskie)

Chojnik 01

Będąc w tym roku w Karpaczu, podczas wędrówek nieraz spoglądałam na wyniosłą budowlę, wznoszącą się nad dzielnicą Jeleniej Góry-Sobieszowem. Bardzo chciałam zobaczyć ją z bliska, bo informacje, które miałam na jej temat, brzmiały bardzo interesująco. Może kilka słów wprowadzenia w temat.

Zamek Chojnik zbudowano na wysokiej na 627 m n.p.m. górze o stromo opadających w dół z trzech stron zboczach. Te wysokie na ponad 100 m ściany stanowiły znakomite warunki obronne zamku. Takie warunki naturalne sprawiły, że nigdy w swej historii zamek nie został zdobyty przez nieprzyjaciela. Pod koniec XIII w. stał w tym miejscu wzniesiony przez księcia Bolesława Rogatka drewniany dwór obronny. Dopiero w połowie XIV w., za sprawę wnuka Władysława Łokietka Bolka II, w jego miejscu stanęła warownia kamienna. Problemy finansowe właściciela sprawiły, że trafiła ona w ręce czeskiego króla Karola IV Luksemburczyka. Bolko zdążył odzyskać Chojnik, lecz niedługo potem zmarł. Po śmierci jego żony Agnieszki zamek aż do pierwszej poł. XVII w. stał się własnością śląskiego rodu Schaffgotsch. W tym czasie zamek został po raz pierwszy rozbudowany. Jednak kolejni jego właściciele nie cieszyli się dobrą sławą. Na życzliwą uwagę zasługuje dopiero Ulryk Schaffgotsch, za którego to warownia została znacznie rozbudowana. Wtedy powstał m.in. dziedziniec dolny, budynki mieszkalne i gospodarcze, sala sądowa, wieża głodowa i stojący do dziś pręgierz. Nieco później północną stronę zamku zabezpieczono obronną basteją, rozbudowano część mieszkalną i gospodarczą, a mury zyskały renesansową attykę. Niestety trzeba wspomnieć tutaj Jana Ulryka Schaffgotscha II, który poniósł śmierć za zdradę cesarza Fryderyka II, w wyniku czego jego majątek został skonfiskowany. Wszelkie cenne przedmioty z wyposażenia zamku oraz kosztowności zostały wywiezione. W 1650 r. cesarz zwrócił zamek Schaffgotschom, ale oni już w nim nie zamieszkali. 31 sierpnia 1675 r. podczas strasznej burzy, uderzenie pioruna spowodowało pożar, w wyniku którego zamek prawie doszczętnie spłonął. W takim stanie był udostępniany do zwiedzania jedynie bogatym turystom. Jednak zainteresowanie ruinami było coraz większe, dlatego też w 1822 r. powstała tu gospoda, a w 1860 w północnej bastei otwarto schronisko turystyczne, które istnieje do dziś. Zamek Chojnik widnieje na emblemacie Karkonoskiego Parku Narodowego. W 1964 r. rozpoczęto remont zamku. A jak wygląda dziś, można zobaczyć na moich fotografiach.

Miałam wrażenie, że zdobycie góry, na której szczycie stoi zamek, będzie trudne, toteż ciągle odkładałam tę "wspinaczkę" na później. Wreszcie, tuż przed wyjazdem podjęłam wyzwanie i ruszyłam w kierunku Sobieszowa. Parking, będący niejako początkiem tej przygody znajdował się na ogrodzonej łące. Jeszcze tylko opłata za wstęp do Karkonoskiego Parku Narodowego i mogłam ruszyć na szlak.

Swą nazwę zamek przejął od wzgórza, na którym został zbudowany. Nazywano go też wcześniej Chojniastym.


Początkowo droga była przyjemnym spacerkiem po prawie płaskiej ścieżce. Nie spieszyłam się i co chwilę przystając, przyglądałam się otaczającej mnie pani przyrodzie. Cisza, zieleń i śpiew ptaków towarzyszyły mi prawie na sam szczyt.

Tylko od czasu do czasu mijali mnie bardziej sprawni, czy też bardziej niecierpliwi piechurzy. Wtedy przypominały mi się tatrzańskie szlaki, na których prawie non stop przemieszczają się wycieczki dzieci i młodzieży. Dlatego też tam trudno o takie doznania jak tutaj. Porośnięte mchem skały i powalone pnie od czasu do czasu podświetlały przezierające przez listowie słoneczne promyki.

Takie otoczenie sprzyja swobodnemu przepływowi myśli. Zapomniałam nadmienić, że do zamku prowadzą dwa szlaki: czerwony - łatwiejszy i czarny - trudniejszy, ale bardziej malowniczy. Ja wybrałam czerwony, by oszczędzić siły na relację fotograficzną z tej wycieczki. Przydrożne głazy przybierały nieraz malownicze kształty. Zawsze, ilekroć widzę te podpierające je patyczki uśmiecham się, bo wyobrażam sobie, że to leśne skrzaty je tam zostawiły.

Na całym szlaku umieszczone są tablice informujące o ciekawostkach, na które warto po drodze zwrócić uwagę.

Jak widać wędrówka nadal miała postać spaceru, choć powoli zaczynało się to zmieniać.

Byłam już na pewnej wysokości, co zauważyłam po pięknych i rozległych widokach.

Tutaj postanowiłam trochę odpocząć. Jak widać nie tylko ja ;-)

Jeszcze tylko niewielkie zakole i... moim oczom ukazała się baszta bramna, a za nią mury zamku.

Najpierw chciałam spojrzeć, jaki widok rozciąga się z tego miejsca. Okazało się, że bardzo rozległy. Jak okiem sięgnąć - zielono. Tutaj widzimy Szrenicę.

Po kilku schodkach weszłam na teren bastionu.

Ten napis brzmiał jednoznacznie:

Wreszcie, z biletem w ręku mogłam przekroczyć bramę główną z mostem zwodzonym, pod którym znajdował się suchy rów 4-metrowej głębokości, gdyż na fosę nie pozwalały warunki naturalne tego miejsca. Nad bramą widnieje renesansowy portal piaskowcowy z wydrapaną dalą 1647 r. Przedstawia on godło piastowskie, które jest kopią tarczy Bolka I.

Znalazłam się na dziedzińcu gospodarczym. Otaczające go mury pochodzą z XVI i XVII w. Znalazły tu swoje miejsce: mieszkanie komendanta i stajnie. Na wprost widać bramę prowadzącą na dziedziniec główny, a po prawej pod drzewem, wykutą w skale cysternę, w której zbierano deszczówkę. Poniżej mury z wybitymi oknami strzelniczymi i ozdobną renesansową attyką.


Z tego miejsca wspięłam się po kilku schodkach, by zobaczyć umiejscowiony w narożnej baszcie wykuty loch głodowy.

Dziś turyści wrzucają tutaj monety, być może na pamiątkę lub też by jeszcze kiedyś tutaj wrócić. Stojąc nad jego krawędzią zastanawiałam się, ilu winnych, a ilu niewinnych straciło tutaj życie. Czy to dla nich kwitną na ścianie lochu te skromne kwiaty?

Tuż obok znajdują się drzwi, prowadzące na międzymurze. Można tędy obejść zamek dokoła wzdłuż murów. Po drodze przechodzimy przez kazamaty.

Wróciłam na dziedziniec gospodarczy, by skierować się na dziedziniec główny. Mych uszu dobiegała muzyka, będąca tłem opowiadanej właśnie legendy o księżniczce Kunegundzie, córce jednego z właścicieli zamku. Gdy postanowiła wyjść za mąż, ogłosiła, że jej rękę zdobędzie jedynie ten rycerz, który zdoła objechać konno mury zamku dookoła w pełnej zbroi. Wielu śmiałków przypłaciło te próbę życiem. Wreszcie znalazł się jeden, któremu to się udało, lecz z dumą odmówił poślubienia tak okrutnej księżniczki. Ta, zrozpaczona i poniżona, rzuciła się w przepaść z zamkowych murów. Podobno czasem, gdy noc jest jasna, a księżyc rzuca srebrną poświatę, na murach pojawia się rycerz w lśniącej zbroi. Powoli konno objeżdża budowlę i znika w ciemnościach...

Płynąca z głośników opowieść przyciąga uwagę zwłaszcza dzieci, które cichną i przysłuchują się z ciekawością. Centralne miejsce na dziedzińcu zajmuje kamienny pręgierz z XV w. do którego można było przykuć jednocześnie cztery osoby. Wiele przechodzących obok niego lub też przysiadających pod nim osób, zwłaszcza młodych ludzi, nie zdaje sobie do końca chyba sprawy, ileż wydarzyło się tutaj ludzkich tragedii. Wzdłuż kurtyn zbudowano pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze, w tym kuchnię i piekarnię. Widzimy je tuż za pręgierzem.

Po lewej stronie od wejścia znajduje się Sala Sądowa, a raczej to, co po niej pozostało (widoczna po lewej stronie).

Z jej okien doskonale widać schody prowadzące do najstarszej części zamku oraz fragmenty murów porośnięte zielenią.

Właśnie ta zieleń, która przyciąga wzrok swoim kolorem, bujnością przydaje urody tym historycznym murom. Jest odporna na różne warunki pogodowe. Nie poddaje się deszczom, wiatrom ani letniej spiekocie. Jakże pusto byłoby tutaj bez niej, prawda?

Zainteresowaniem turystów cieszy się możliwość postrzelania z kuszy pod okiem "fachowca", zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia w stroju z epoki oraz zdobycie bitego na miejscu denara Jagiełły.

Można też chwilę odpocząć, przysiadając na ławeczce. Jak zwykle w takich miejscach, lubię poddawać się wyobraźni, która podsuwa obrazy z przeszłości, kreowane po części posiadanymi informacjami, a po części wizjami z zamierzchłych czasów.

Doskonale widoczne są tutaj mury z attyką, czyli wykończeniem w formie półkoli.

Stąd też pięknie prezentuje się schowana w soczystej zieleni wieża.

Po odpoczynku można ruszać dalej, do najstarszej części zamku. Z dziedzińca głównego prowadzą do niej niepozorne schody.

Oto dziedziniec zamku górnego, który wzniesiono tutaj w XIV w. Widać wlot do jednej z trzech cystern na wodę deszczową, o których wspominałam wcześniej.gdyż z przyczyn naturalnych nie było możliwe zbudowanie tutaj studni. Były one głębokie na 10 m. Dziedziniec jest niewielki, ale to tutaj też znajduje się potężna, cylindryczna wieża, której fragment widać na zdjęciu.

Warto zwrócić uwagę na widoczny w tym miejscu wykusz kaplicy pod wezwaniem św. Jerzego i św. Katarzyny, wykonany z czerwonego piaskowca w 1405 r.

Zainteresowała mnie kolejna brama. Okazało się, że za nią w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się budynek właściciela zamku i sala rycerska, obecnie jest miejsce upamiętniające żołnierzy poległych w I wojnie światowej, pochodzących z tych terenów.

W pobliżu otworów okiennych bujnie rozrosły się pnącza, pełniąc rolę jakby naturalnych zasłon.

Obok bramy umieszczono kręcone schody, po których można wspiąć się na wieżę, skąd roztacza się niesamowity widok na panoramę Karkonoszy. Droga do niej prowadzi najpierw schodami, następnie galerią wzdłuż górnej części muru, wreszcie drewnianym gankiem biegnącym przy murze otaczającym dziedziniec.

Czy ktoś wie, czyje to oblicza widoczne są w murze wieży? Czyżby byłych właścicieli Chojnika?

Teraz wchodzimy na wieżę.

IMG_4247

Widok z takiej wysokości robi duże wrażenie. Zresztą spójrzcie sami...

IMG_4254 IMG_4251 IMG_4257 IMG_4259

Aż nie chce się stąd odchodzić. Gdyby nie ten porywisty wiatr, pewnie jeszcze trochę bym tutaj postała. Droga powrotna prowadzi schodami wewnątrz wieży. Schodząc zajrzałam w okno.

IMG_4272 IMG_4248

Zwiedzanie kończy się tutaj, na dziedzińcu górnym.

Czas wracać na dziedziniec główny. Postanowiłam jeszcze obejrzeć najwyższą część międzymurza. Po drodze zatrzymałam się w miejscu, z którego rozciągał się widok na całą okolicę.


Z przymkniętymi oczami próbowałam wyobrazić sobie sceny z życia zamku w czasach, gdy był on twierdzą nie do zdobycia. Co powiedziałyby te mury, gdyby mogły przemówić?

Kończąc tę podróż w historię i teraźniejszość trzeba zajrzeć do schroniska. Można tutaj zjeść coś konkretnego, by mieć siły na drogę powrotną. Stylowy wystrój robi wrażenie. Jest czysto i miło.



Zamek jest siedzibą Bractwa Rycerskiego. Powstało ono w 1991 r. i od tego czasu co roku organizuje Turniej o Złoty Bełt Zamku Chojnik. Członkowie bractwa specjalizują się w odtwarzaniu scen z historii przełomu XIV i XV w. Więcej na ten temat można przeczytać
tutaj.

Na zakończenie tej wycieczki jeszcze kilka zdjęć z drogi powrotnej.

Wycieczka na Chojnik była takim pożegnaniem z tą piękną okolicą, gdyż dnia następnego wyjeżdżałam do domu. Choć byłam tutaj już drugi raz, chętnie wróciłabym i trzeci. Wciąż mam niedosyt, bo tyle tutaj pięknych, czarownych miejsc. Te zamki, pałace i wspaniale zrekonstruowane parki robią wrażenie. Dolny Śląsk godzien jest polecenia na wakacje, czy choćby kilkudniowe wycieczki. To nie ostatni post dotyczący relacji z tegorocznego wypoczynku. Chciałam jednak pokazać najpierw Chojnik. W kolejce czekają jeszcze m.in.: Świny i Bolczów. Już teraz serdecznie zapraszam...

Zdjęcie tytułowe pochodzi z tej strony. Natomiast zdjęcia widoków z wieży są autorstwa Magdaleny eM. Boruckiej. Więcej jej zdjęć można obejrzeć pod adresem http://magdalenaborucka.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz